MENU

niedziela, 3 lutego 2019

Sztuka wyboru gości weselnych :)


W pierwszych miesiącach po ustaleniu daty ślubu zaczęłam sporządzać wstępną listę gości. Mój ówczesny narzeczony i ja mamy duże rodziny. Samych najbliższych kuzynów z jednej ze stron jest aż sześciu, a prawie każdy z nich ma już swoją rodzinę, nie mówiąc o ciociach, wujkach i reszcie... Mamy też sporą grupkę rodziny, których wybraliśmy sobie sami - naszych przyjaciół i znajomych, bez zaproszenia których nie wyobrażaliśmy sobie udanej zabawy. Wiedzieliśmy, że niemożliwym byłoby zaprosić wszystkich, których chcemy. Mimo, że nasze wesele do małych nie należało, to jednak oczywiste było, że liczba osób podlega ograniczeniom. Wielkość sali weselnej i zakładany budżet nie były elastyczne.
Czytając liczne blogi i książki o tematyce weselnej, będąc w różnych grupach ślubnych na facebooku często pojawiał się wątek dotyczący zapraszania na wesele. Instrukcje jak poprawnie to zrobić, sugestie w jaki sposób wypada kogoś zaprosić, podpowiedzi komu wręczyć zaproszenie i kiedy. Temat rzeka.
Wątkowi o gościach weselnych poświęciłam odrębny wpis, chociaż chciałam połączyć go z postem o zaproszeniach ślubnych. To by się nie udało, bo skapitulowalibyście na wstępie...
Zapraszam do lektury i... proponuję wziąć sobie coś do picia, bo będzie dłużej ;)

Przez życiowe konotacje powstają dylematy

Wybór gości weselnych to naprawdę ogromnie trudne zadanie, przed którym przychodzi stanąć Młodym Parom. Choć z pozoru to nic takiego, to jednak... zaproszenie kolegi sprzed lat, do którego czuje się sentyment, którego się lubi i z którym zawsze jest o czym pogadać, ale do którego nie ma potrzeby dzwonić albo z którym kontakt zwyczajnie się rozluźnił - staje się dylematem. Podobnie z członkami rodziny, z którymi brak jest kontaktu nawet od święta, a zaprosić wypada, bo... "przecież to Twoja kuzynka i może chciałaby przyjść", "bo jak miałaś 5 lat też byłaś na weselu u wujka Januszka, a on taki fajny..." (tylko czemu wszyscy członkowie rodziny zastanawiają się czy podczas dawania zaproszenia Młodzi w ogóle go rozpoznają?).
Świetnie, jeśli w waszych rodzinach taki problem nie występuje. Jeśli macie jasno ustaloną liczbę gości i nikt nie stara się wpływać na Wasze decyzje. Zaryzykuję stwierdzenie, że jesteście w mniejszości. Śmiało jednak możecie nazywać siebie szczęściarzami!
Jednak nie wszyscy mają ten przywilej. Dla wielu są to niełatwe dylematy. Zwykle Młodzi nie mają na celu ani nikogo urazić brakiem zaproszenia, ani obrazić nikogo swoją niechęcią do zaproszenia pewnych osób, skłócić rodziny czy robić zwady, choć za wszelką cenę, wszystkimi możliwymi sposobami im się to wmawia i wpędza w poczucie winy. A chodzi tu tylko, albo o to, że Państwo Młodzi chcą po prostu SAMI wybrać osoby, z którymi spędzą ten Najważniejszy Dzień. Ale czy mają do tego prawo? Czy warto na ten temat z kimś dyskutować i kłócić się z tego powodu? Czy powinno się komukolwiek tłumaczyć się z faktu, dlaczego Młodzi nie dali mu zaproszenia? Czy weselne plany mogą stać się rodzinną lub przyjacielską kością niezgody?

Przecież wesele jest dla ludzi, dla rodziny...

Nie trudno się nie zgodzić, że wesele robi się dla ludzi. Bo kto, jak nie goście, tworzą wesele? Ale czy to oznacza, że wszystko powinno się im podporządkować, nawet jeśli to będzie kosztem Państwa Młodych i wbrew ich woli? Czyje uczucia się ważniejsze - gości czy głównych zainteresowanych?
W tym miejscu trzeba powrócić do źródła. Gdyby nie miłość dwojga ludzi, to do ślubu i wesela nigdy by nie doszło. W tym dniu najważniejsze jest przecież powiedzenie SOBIE WZAJEMNIE: "Ciebie chcę Ukochany/Ukochana na dobre i złe" i że "nie opuszczę Cię aż do śmierci". To powinno być w centrum wszystkiego - ich wzajemne ślubowanie. Wesele jest zatem drugorzędne, a przynajmniej powinno być.
Kulturowo jednak przyjęło się, że wesele to cel sam w sobie. Szykujemy je, by się wspólnie radować, (chociaż niektórzy tylko po to, by się pokazać) - ale bezdyskusyjnie jest ono z powodu czegoś. Tym powodem jest dwoje kochających się ludzi, którym na sobie zależy, którzy zdecydowali się wziąć za siebie odpowiedzialność i razem iść przez życie. To oni z założenia powinni być na pierwszym miejscu.
Państwo Młodzi, z powodu których organizowane jest wesele, chcą i mają do tego prawo - radować się wśród osób, którzy dobrze im życzą, którzy gotowi są cieszyć się ich szczęściem, a zrezygnować z tych, którzy lubują się patrzeć wilkiem na innych, wszędzie doszukują się tylko tego, co poszło nie tak, który nieustannie narzekają, a to że zupa była za słona, a to, że kelnerka za mało uśmiechnięta. Na pewno znacie takie osoby. Święty by im nie dogodził. Czy jeśli Młodzi wiedzą, że członkowie ich rodzin zachowują się w sposób, który im w zupełności nie odpowiada, to czy mają oni prawo zwrócić gościom na to dyskretnie uwagę?
Zapraszając na wesele nie powinno się stawiać gościom żadnych warunków. Zapraszamy Was, ale: nie ubierajcie się na czarno, nie pijcie do upadłego, nie chciejcie brylować - podobne uwagi są wysoce niestosowne. Spróbujcie sobie wyobrazić rozmowę, podczas której Młoda Para próbuje wymóc swoją prośbę na typowym wujku Zdzisku, znanym z tego, że po wypiciu kilku głębszych rozbiera się do swojej podkoszulki i pantalonów i za nic w świecie nie chce się ubrać z powrotem - życzę powodzenia.
Zaproszenie powinno być wręczone bezwarunkowo, bo zapraszając kogoś trzeba przyjąć go z dobrodziejstwem inwentarza - ze wszystkimi jego ułomnościami, z typowym mu awanturniczym zachowaniem po alkoholu, z wszystkimi zaletami i wadami. Delikatna uwaga nie wszystkim się spodoba, nie dla wszystkich będzie ona taktowna. Więc jeśli nie akceptuje się czyjego zachowania na wstępie, to należy się grubo zastanowić czy jest sens kogoś takiego w ogóle zapraszać. Idąc tym tokiem myślenia można spotkać się z kontrargumentem, że Młodzi nie mają gwarancji, że dana osoba będzie się zachowywać w ten sposób na ich weselu. Owszem - może być inaczej. Ale nie musi i raczej nie będzie, bo jak jakieś zachowanie jest komuś typowe, to raczej w dniu wesele typowym być nie przestanie. Ludzie może i trzymają się ramy, ale kiedy komuś się uleje mentalnie albo przeleje przez nadużycie (głównie alkoholu) - może być niezła jazda, bo hamulce puszczają. Jeśli Młodzi należą do osób, które przymkną na to oko, a wszystko obrócą w żart lub zracjonalizują to sobie twierdząc, że "to wujek powinien się wstydzić" - to niech wręczają zaproszenie. Jeśli natomiast jest to dla nich nie do przeskoczenia i wiedzą, że zepsują sobie całe wesele - powinni je sobie darować. To ich dzień i nie powinni sobie pozwolić na to, aby ktoś zrujnował im dobrą zabawę. Chyba nie ilość gości (zaproszonych na wypadek gdyby mieli poczuć się urażeni) jest ważna, a jakość - pojmowana jako życzliwa i przyjazna postawa oraz pozytywne nastawienie do Nowożeńców i ich wesela.
Wesele jest tak samo dla gości, jak i dla Państwa Młodych. Oni także mają prawo, a nawet obowiązek (jeśli nie idą do ślubu pod przymusem) - dobrze się na nim czuć. Młodzi nie są przedmiotem wesela, a podmiotem, którego przedmiotem jest wesele. Tak powinno być, ale jak jest i będzie?


Dla jednych zielone światło, dla drugich czerwona kartka

Przy sporach w zapraszaniu gości słowem klucz jest bo WYPADA.
Zaprosić dlatego, bo wypada. Zaprosić, żeby nie urazić. Zaprosić, żeby ktoś się nie obraził.
Zapraszanie na wesele w naszej polskiej kulturze staje się jakby swoistym wyznacznikiem "być albo nie być" dla rodziny, jest jakby wyrazem prostolinijnego "kocham lub nienawidzę", utożsamiane jest z jednoznaczną decyzją Państwa Młodych co do ich dalszych relacji z resztą świata. Zupełnie jak na sądzie ostatecznym. Bo jak nie zaprosisz to już nigdy/to już na pewno...
Moim zdaniem sprawę niezapraszania konkretnych osób oceniamy za bardzo zero-jedynkowo, za bardzo czarno-biało - a przecież świat składa się z wielu innych cyfr i odcieni szarości. Jakby naprawdę to był koniec świata, a nie początek nowej historii.
Młodzi często słyszą groźbę: jak nie zaprosisz osoby X, to i ja na wesele nie przyjdę. Bo to "ulubiony" argument niektórych.
Przymus, rodzinne naciski są ponad poszanowaniem uczuć Młodej Pary, z powodu której i też dla której jest wesele. Wyrzuty słowne i wpływanie za wszelką cenę na czyjąś decyzję, zamiast konsensusu, wprowadza tylko większy ferment, potęguje niepotrzebne nerwy i na koniec pozostawia straszny niesmak. Czy tak to powinny wyglądać przygotowania i początek szykowania swojej Nowej Drogi? Czy może dla spokoju Państwo Młodzi powinni zgodzić się przyjąć oczekiwania innych?

I co? Jaka decyzja?

Ostateczną decyzję co do listy gości podjąć trzeba - biorąc odpowiedzialność i konsekwencje za swoje mniej lub bardziej słuszne wybory.
Kiedy i ja zastanawiałam nad zaproszeniem kilku osób, w sieci trafiłam na taki obrazek:


Można potraktować go nieco z przymrużeniem oka, ale może okazać się małą podpowiedzią, kogo zaprosić, a kogo sobie odpuścić.
Myślę, że jednym z najważniejszych faktorów wyboru gości weselnych powinno być własne SUMIENIE co do słuszności wyboru oraz to, kto jest SPONSOREM imprezy. Słowo ZAPRASZAM równać się powinno z: naprawdę chcę Twojej obecności, bo jesteś dla mnie ważną osobą, mogę sobie pozwolić/ stać mnie na to, żeby Cię zaprosić i bez Ciebie nie wyobrażam sobie mojego najważniejszego dnia. Tyle i nic więcej, choć dla niektórych nie jest to ogarnięcia rozumem.
Drodzy Młodzi - pamiętajcie - sponsorzy imprezy też mają coś do powiedzenia. Jeśli sami finansujecie sobie wesele - to do Was należy ostatnie zdanie. Natomiast jeśli jest inaczej - przed Wami wielki egzamin z sztuki kompromisów i poszanowania siebie wzajemnie.
Trudno bliskim narzucającym Państwu Młodym swoją wolę i przywołującym ich do porządku wytłumaczyć pewne rzeczy. Są tak przekonani o swojej nieomylności, i bardzo tak liczy się dla nich tylko to "co inni powiedzą", że są w stanie przedłożyć szczęście i radość Młodych nad zadowolenie innych. Plany i wizja wesela według innych - nie muszą być wizją Młodych. Argument, że kogoś wypada gościć, jest znowu zorientowany na kogoś, a nie bierze on po uwagę zdania i powodów przez które Państwo Młodzi kogoś zaprosić nie chcą.
Nie zawsze brak zaproszenia jest znakiem braku sympatii, choć może i tak być, nie zawsze jest spowodowane brakiem funduszy, chociaż i tak się może zdarzyć. Zawsze jest to jednak decyzja Państwa Młodych. I jaka by ona w oczach innych nie była beznadziejna i krzywdząca, albo odwrotnie miła i zaskakująca - powinniśmy ją uszanować i wziąć na klatę - my jako goście weselni, rodzice, przyjaciele, kumple, etc.
Tak jak Młode Pary nie potrafią zrozumieć oburzenia i nakazów innych osób, by zaprosić bądź też nie pewnych ludzi, tak niektórzy goście nigdy nie będą w stanie zrozumieć i wyjść ponad powtarzane uparcie: - jak mogli mnie nie zaprosić?
Znajdą się także i tacy, co zaczną rozmyślać i snuć domysły dlaczego nie otrzymali zaproszenia albo przeciwnie - dlaczego właśnie Młodzi mnie wybrali. Ktoś jeszcze inny w ogóle się tym nie przejmie, a zaproszenie Narzeczonych go w ogóle nie wzruszy. Czy warto na takie rozmyślania tracić czas, upierać się przy swoim, tupać nóżkami, wymuszać, wzajemnie się zadręczać?

Z dziećmi czy bez?


Wręczanie zaproszenie bez dzieci - i tu pojawia się kolejny rodzinny, koleżeński dramat. "Jak bez dzieci, to nie przychodzimy", "nasze dziecko jest integralną częścią naszej rodziny", "nie mam co zrobić z dzieckiem", "jak mamy rozumieć brak dziecka w zaproszeniu, możemy go zabrać?". I po raz kolejny pojawić się może ferment. Bo jedni będą uparcie i za wszelką cenę starać się wpłynąć na Młodych, by dzieci zabrać, inni będą w stanie pojąć, że zaproszenie jest dla nich, a dla jeszcze innych -z dziećmi lub bez - nie będzie miało znaczenia.
Drodzy goście weselni - jeśli Wasze dziecko nie jest ujęte w zaproszeniu to znaczy, że Państwo Młodzi zapraszają Was bez Waszych pociech. I o ile Państwo Młodzi do osób roztargnionych nie należą, to ich decyzja została dobrze przemyślana.
Na naszym weselu było dużo dzieciaków i momentami zabawy przypominały kinder bal. Wszyscy członkowie rodziny dostali zaproszeni z dziećmi, natomiast dzieciatych znajomych postanowiliśmy zaprosić samych. Z kilku względów. Po pierwsze, części kolegów podpytywaliśmy wcześniej czy wezmą swoje maluchy i w większości mówili, że chcą skorzystać w 100% z zabawy i dzieciom zorganizują opiekę. Po drugie, w związku z dużą ilością dzieci w naszej najbliższej rodzinie, uznaliśmy, że kolejna porcja stałaby się dla nas kłopotem. Chcieliśmy też także, żeby nasi przyjaciele mogli naprawdę nam towarzyszyć, a dzieci wymagają zawsze uwagi. Ze względu na to, że imprezę organizowaliśmy w ośrodku, gdzie nie było miejsc noclegowych, nie istniało miejsce, w którym zmęczone maluchy mogły zrobić sobie drzemkę. Po wtóre, to impreza dla dorosłych, gdzie leje się alkohol. Dziećmi z rodziny zawsze kuzynka, siostra, daleka ciotka są w stanie się chwilę zaopiekować, jest nieco większe poczucie wspólnotowości. Znajomi, który nie należą do najbliższej paczki i nikogo nie znają, skazani są na całoimprezową opiekę nad własnym dzieckiem.
I koniec końców: jedni ucieszyli się, że przyszli sami, drudzy poprosili o naszą zgodę przyjścia z dziećmi, trzeci zabrali dzieci, mimo, że zaproszenie ich nie obejmowało.

Czy warto się szarpać i stawiać wszystko na jedną kartę?

W sporach na zaproszenia każdy ma swoje racje. A jaka jest prawda? "Prawda jest jedna, to nie prawda wcale, bo prawd jest tyle ilu ludzi na tym świecie."
Jedno jest pewne - wszystkim nie dogodzisz. Dla kogoś zaproszenie lub jego brak będzie ogromną radością, drugiemu będzie to totalnie obojętne, a jeszcze innego wpędzi w zakłopotanie - bo nie mam co dać, więc nie pójdę; nie mam w co się ubrać; przecież, aż tak blisko się nie trzymamy - i jak teraz odmówić?. I tak źle i tak niedobrze.
Najlepiej decyzję o wyborze gości weselnych przez Państwa Młodych przyjąć jako fakt. Nie starać się za wszelką cenę wpływać na zmianę decyzji, wchodzić w głowy, uczucia i intencje innych, bo nigdy ich nie odgadniemy i nie warto w ogóle tego zaczynać. Tylko mądry i dojrzały człowiek spojrzy na to wszystko holistycznie, z dystansu i rozsądzi racjonalnie. I zrozumie, że nie ujęcie kogoś w zaproszeniu oznacza najzwyklej w świecie brak zaproszenia. O ile nie stawia się w centrum swojego mini wszechświata - zrozumie.

W sporze ktoś albo odpuszcza, albo się podporządkowuje, albo... zmienia decyzje.
Naprawdę rzadko się zdarza, żeby bliscy Państwa Młodych dali im wolną rękę w wyborze gości weselnych.
To zbyt delikatny temat, żeby ocenić go jednoznacznie. Nie da się go osądzić zero-jedynkowo, a musimy przecież podjąć jednak decyzję "na tak" lub "na nie" dla zaproszenia. Ja jednak stoję murem za wyborem Pary Młodej - bo wracając do źródła - nic o nich - bez nich. Im więcej osób angażuje się w spór, tym dłużej on trwa i pojawia się więcej gorzkich i przykrych słów. Niektóre takie niby błahe "zapraszanki" rujnują piękne związki, bo Młodzi, chociaż bardzo się kochają, nie potrafią przeciwstawić się terroryzmowi bliskich i mu ulegają. O ile do ślubu w ogóle dojdzie, to bardzo często ci, którym uległo się raz, roszczą sobie prawo do decydowania o innych kwestiach życia w przyszłości. Jak raz się udało to uda się i za kolejnym razem.

Będąc miesiąc po naszym weselu w Rzymie, trafiliśmy tam na inną parę nowożeńców z Polski, którzy pobrali się kilka dni przed naszym spotkaniem. Na pytanie ile osób ze sobą zabrali z rodziny - powiedzieli, że nikogo. W ich słowach dostrzec można było i gorzki żal z powodu braku bliskich, ale i radość ze ślubu. Wylądowali w Wiecznym Mieście sami, chociaż w sierpniu mieli zaplanowane wielkie wesele na ponad 100 osób. Nie byli w stanie jednak wytrzymać parcia ze strony ich rodzin i wzajemnych kłótni, do tego stopnia, że odwołali całe wesele i zdecydowali się, że na ślubie nie będzie nikogo. Cała sytuacja ciągłego konfliktu po prostu ich przerosła, odechciało im się całego tego szumu i postawili wszystko na jedną kartę. Młodzi poszli własną drogą wbrew wszystkim, ale w zgodzie sobą. Podczas zawarcia Sakramentu Małżeństwa byli w piątkę. Oni, ksiądz i dwie obce im siostry zakonne, które były ich świadkami. Ich najbliżsi nie mogli ocierać łez wzruszenia i patrzeć na nich idących razem pod rękę przy marszu Mendelsona czy dźwiękach Ave Maria.


Kiedy w piątek koleżance z pracy wspomniałam, że zaczęłam pisać bloga weselnego i pochylam się nad postem dotyczącym zapraszania gości weselnych, powiedziała mi, że jest jedna prosta zasada - zaproś tylko tych tych, którzy mają kasę.

Wesoła anegdota powyżej, przytoczona rzymska historia, jak i cały ten temat - jednym otworzy oczy i da jakieś przemyślenia, drugich nie przekona i będzie tylko argumentem, że Młodzi rozwalili relacje i rodzinę, a innych w ogóle nie będzie to obchodzić.
Można się zgodzić albo nie z tym wszystkim co napisałam. Każdy z nas ma inny bagaż doświadczeń i inne soczewki, przez które spojrzy na całe zagadnienie.
Często zapominamy, że wesele to TYLKO impreza, która trwa TYLKO jeden dzień. A tak mocno demonizujemy wszystko z tym związane, jakby od niego zależeć miało całe życie. Jeśli niezaproszenie kilku gości na wesele ma przynieść tragiczne skutki dla rodziny i przyjaźni, to może lepiej w ogóle go nie organizować? A może ograniczyć się do małego przyjęcia, być może gdzieś na innym, neutralnym lądzie, w gronie faktycznie najbliższych osób?
Powiedzenie:"-OK, dla Świętego spokoju, niech będzie jak chcecie" vs NIE! BĘDZIE TAK JAK MY (Para Młoda) SOBIE TO POSTANOWILIŚMY - zależy od Was.

Kochani Przyszli Małżonkowie - z całego serca życzę Wam, by Wasz egzamin ze sztuki wyboru gości i kompromisów, który w ocenie innych wypadnie Wam słabo, w późniejszym rozrachunku i życiu okazał się być z korzyścią dla Was, a konsekwencje Waszych wyborów nie okazały się aż tak tragiczne w skutkach, jak mówili o nich inni;)

2 komentarze:

  1. ważna sprawa ale bierzmy pod uwagę na ile gości nas stać

    OdpowiedzUsuń
  2. w tych czasach cięcie na liście gości jest nie uniknione żeby ograniczyć koszty!

    OdpowiedzUsuń